sobota, 3 sierpnia 2013

Placuszki z cukinii z sosem jogurtowo-ziołowym

Placki z cukinii były na mojej liście must eat odkąd pokochałam cukinię. Czyli od zawsze. W końcu odważyłam się je zrobić, choć bałam się, że to danie czasochłonne. Obawy okazały się bezpodstawne - cukinię trze się szybciutko a samo smażenie trwa równie krótko. Inspiracja zaczerpnięta z bloga Co dziś zjem na śniadanie.


Składniki (na około 6 sztuk):

  • średniej wielkości cukinia
  • 1 jajo
  • 2-3 łyżki mąki
  • mała cebula
  • kilka listków bazylii
  • natka pietruszki
  • kilka kropel soku z cytryny
  • zioła prowansalskie
  • sól, pieprz
Sos:
  • mały jogurt naturalny
  • bazylia
  • koperek
  • natka pietruszki
  • kilka kropel soku z cytryny
  • mały ząbek czosnku

Cukinię ścieramy razem ze skórką na tarce o grubych oczkach. Dodajemy jajko, mąkę, posiekaną drobno cebulę. Siekamy drobno listki bazylii i pietruszkę, dodajemy sok z cytryny, zioła, sól i pieprz. Masę mieszamy. Jeśli jest za rzadka można dosypać odrobinę mąki - moja była idealna. Patelnię mocno rozgrzewamy, placuszki muszą dobrze zrumienić się od spodu, by nie rozpadały się przy przewracaniu na drugą stronę. Przygotowanie sosu jest banalnie proste - siekamy drobno wszystkie zioła, czosnek przeciskamy przez praskę, mieszamy wszystko z jogurtem i dodajemy sok z cytryny. Cukinia jest bardzo neutralnym warzywem i mnóstwo zależy tu od dodatków. Ten sos nie dominuje nad samym daniem, ale dobrze podkreśla smak samych placuszków. Ja podałam całość z kiełkami brokuła i rukolą. 

Smaczności!


wtorek, 30 lipca 2013

Jajko sadzone na pieczonych szparagach

Przerwa od blogowania czasem dobrze robi. Wróciłam w środku sezonu na najlepszości. Szparagi prawie przegapiłam, ale udało się załapać na ostatki. I tak, te szparagi to już czas jakiś temu, w końcu mamy prawie sierpień. Teraz będzie pora na inne pyszności, wszelkie cukinie, pomidory, kurki i takie takie. A ze słodkości pewnie arbuzy i maliny. Jeśli jeszcze zdążę. Tymczasem zaległości. Jajko i szparagi to jedno z tych (uwielbianych przeze mnie) klasycznych połączeń. Rozlewające się żółtko świetnie pasuje do jędrnych szparagów :) Przyznacie, że nawet kolorystycznie wyglądają zachęcająco?


Składniki (na 1 porcję):
  • kilka szparagów
  • jedno jajo
  • sól, pieprz
  • oliwa
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Szparagi myjemy, odrywamy zdrewniałe końcówki. Układamy na folii aluminiowej, polewamy oliwą, posypujemy solą i pieprzem. Zawijamy w folię i wkładamy do piekarnika, pieczemy do miękkości, około 15-20 minut (w zależności od grubości szparagów). Jajko smażymy na patelni według upodobań (ja lubię raczej takie na "miękko" - żółtko jak najbardziej lejące). Szparagi wyjmujemy z piekarnika, przekładamy na talerz a na wierzchu układamy jajko. Doprawiamy solą i pieprzem, podajemy z pieczywem. Proste połączenia bywają najlepsze.

Smaczności!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Jabłko zapiekane z orzechami włoskimi, żurawiną i serem pleśniowym

Śniadania na ciepło są okej, zapiekane owoce też są okej - czyli mamy całkiem niezłe połączenie z rana. Żurawina i ser pleśniowy to para idealna, zaś orzech to niezłe dopełnienie, także pasujące. Z przypraw świetnie sprawdzi się rozmaryn (ostatnio jedna z moich ulubionych przypraw). Doszłam do wniosku, że danie idealnie sprawdzać się będzie nie tylko na dobry początek dnia, ale także jako przystawka czy dodatek do innych dań np. kaczki. Jedno jabłko a tak wiele zastosowań!


Składniki:
  •  jedno duże jabłko
  • 2 grube plastry sera pleśniowego brie
  • 2-3 orzechy włoskie
  • 2-4 łyżaczek żurawiny ze słoika
  • rozmaryn (może być suszony, lepszy będzie świeży)
Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni. Jabłko przekrawamy na pół, wydrążamy gniazdo nasienne i jeszcze trochę miąższu, żeby całe "nadzienie" się zmieściło. Do środka wkładamy orzechy, po łyżeczce lub dwóch żurawiny ze słoika, zaś na wierzch układamy pokrojone w dużą kostkę kawałki sera brie. Posypujemy posiekanym drobno rozmarynem i zapiekamy w piekarniku około 15-20 minut. Po wyjęciu, jeśli lubimy, możemy dodać jeszcze trochę żurawiny.

smaczności!


środa, 24 kwietnia 2013

Jajka zapiekane w kokilkach z suszonymi pomidorami i mozzarellą

Jajka to absolutny must have każdego śniadania, ale to już wiecie. Jestem ich psychofanką. A wybieranie najlepszego to jak decydowanie, które ze swoich dzieci kocha się bardziej. Zaś w opozycji dzieci - jajka, póki co wygrywają te drugie. Nie hałasują, nie wołają jeść, ot czasem się tłuką, bo są delikatne, ale nawet wtedy nie płaczą. Sami rozumiecie moje powody!

Dziś jajka zapiekane, tak po prostu w kokilkach, czyli prosto acz efektownie. Do tego suszone pomidory i odrobina mozzarelli na wierzch, czyli bardziej italian style. Do jajek zatem!


Składniki (na jedną porcję):
  • 2 jaja
  • 2 suszone pomidory
  • mozzarella
  • masło do wysmarowania kokilek
  • przyprawy według uznania; u mnie sól, pieprz, zioła prowansalske i tymianek
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Kokilki smarujemy masłem. Pomidory kroimy w kostkę. Wbijamy delikatnie po jednym jajku do każdej kokilki, następnie wrzucamy do jajek pomidory. Rwiemy w palcach odrobinę mozzarelli i układamy na jajkach. Dodajemy przyprawy. Wstawiamy foremki z jajkami do pierkarnika na około 10 minut, chociaż czas pieczenia zależy tutaj od naszych preferencji - jeśli wolimy bardziej ścięte - wydłużamy czas pieczenia. U mnie obowiązkowo lejące żółtko - najlepiej kontrolować czas poprzez baczną obserwację :)


czwartek, 28 marca 2013

Kanapka z miodem, twarożkiem i gruszką

Nie było mnie tu bardzo długo, wybaczcie, ale natłok wydarzeń skutecznie oderwał mnie od Internetu. Teraz czasu mam już więcej, mam nadzieję, że regularność powróci. Na powitanie moja ulubienica, gruszka. Tym razem w towarzystwie miodu i twarożku oraz rozmarynu, który bardzo dobrze się tutaj sprawdza. Śniadanie idealne, nie za słodkie, ale odpowiednio na dobry początek dnia.


Składniki:
  • pieczywo
  • pół gruszki
  • miód
  • twaróg chudy
  • jogurt naturalny
  • rozmaryn (może być suszony, chociaż wiadomo świeże zioła zawsze będą lepsze)

Chleb możemy standardowo podpiec na suchej patelni - ja tego nie zrobiłam tym razem. Około dwóch łyżek twarogu rozdrabniamy widelcem i mieszamy z łyżką jogurtu naturalnego. Kromki smarujemy miodem, na to nakładamy twarożek. Gruszkę kroimy w plasterki, układamy na kanapce. Posypujemy z wierzchu odrobiną rozmarynu i polewamy kilkoma kroplami soku z cytryny. I gotowe.

Smaczności po przerwie życzę :)

czwartek, 7 marca 2013

Pasta z awokado na kanapce z jajkiem na twardo

Z awokado to ciężka sprawa jest. Musi być dojrzałe a o takie w sklepach nie zawsze łatwo, te twardsze powinno więc odczekać ok. 2 dni, by dojrzeć. Samo w sobie nie jest najlepsze, dobrze smakuje natomiast w sałatkach i pastach. A w połączeniu z jajkiem? Tym lepiej.


Składniki:
  • 1 awokado
  • 2 łyżki oliwy
  • sok z cytryny
  • sól, pieprz, suszona papryka
Awokado kroimy ma pół, nożem usuwamy pestkę. Wydrążamy miąższ łyżką, wrzucamy do blendera. Dodajemy dwie łyżki oliwy i przyprawy, całość blendujemy. Masa nie musi być idealnie gładka, mogą pozostać w niej większe kawałki owocu. Pasta dobrze sprawdza się na kanapce z jajkiem. Tutaj akurat na twardo, ale sadzone również się sprawdzi.


środa, 27 lutego 2013

Musli z jogurtem i dodatkiem kakao

Błyskawiczne śniadanie lub przekąska. Warianty smakowe można zmieniać, np. jogurt nie musi być naturalny, można dowolnie dodawać owoce, takie jak lubimy. Tutaj raczej baza, bo chwilowo nie miałam nic owocowego w domu, ale im więcej różności tym lepiej.


Składniki:
  • ok. 4 łyżek musli (można oczywiście zrobić mieszankę samemu - będzie zdrowiej)
  • ok. 6 łyżek jogurtu naturalnego
  • łyżka płatków owsianych
  • łyżeczka kakao
  • łyżeczka otrąb
  • dodatki do wyboru: owoce świeże, suszone, orzechy itp.

Do miseczki/szklanki/pucharka wsypujemy musli wymieszane z płatkami owsianymi, otrębami i kakao, dodajemy owoce (u mnie rodzynki i suszone morele), na wierzch wylewamy jogurt. Ja przyozdobiłam swój odrobiną kakao i kandyzowaną pomarańczą.

niedziela, 24 lutego 2013

Nieśniadaniowo: Krewetki z sosem mango

Nie myślcie, że żywię się samym śniadaniem, choć przyznam, że jest to posiłek najbardziej przeze mnie przemyślany i dopracowany. Co do innych dań różnie z tym bywa, z braku czasu często jadam na mieście, robię coś na szybko, stołuję się u babci lub jestem skazana na łaskę i smak domowników, z którym to bywa różnie. Jednak od czasu do czasu ugotuję coś większego sama, z resztą mam postanowienie robić to częściej. Możecie się więc spodziewać nie tylko śniadaniowych wpisów. A tymczasem, Panie i Panowie - krewetki! Pomysł na danie wyniknął bardzo spontanicznie podczas zakupów. Początkowo planowałam połączyć krewetki z melonem, jednak z braku melona stanęło na mango. I nie żałuję tego wyboru wcale - było słodko i bardzo, bardzo słonecznie, a niedobór słońca za oknem trzeba sobie rekompensować tym na talerzu.


Składniki (na dwie porcje):
  • 250 g krewetek
  • 1 mango
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 cm korzenia imbiru
  • wyciśnięty sok z cytryny
  • wyciśnięty sok z limonki
  • ostra papryczka (ja użyłam w proszku, ale lepsza będzie świeża)
  • sól, pieprz do smaku
  • oliwa z oliwek

Krewetki przekładamy do miseczki, dodajemy posiekany drobno imbir, papryczkę i czosnek. Wciskamy sok z połowy limonki i odrobinę soku z cytryny. Dodajemy pieprz do smaku (solimy dopiero na patelni), wlewamy 4-5 łyżek oliwy, następnie przykrywamy folią i odstawiamy na 30 minut do lodówki. Oczywiście, im dłużej będą się marynowały, tym więcej aromatu nabiorą, czas podany tutaj to takie minimum.
Po wyjęciu krewetek z lodówki na patelni rozgrzewamy olej. Kroimy mango w kostkę i podsmażamy. Po chwili dodajemy krewetki wraz z marynatą. Smażymy na średnim ogniu przez 3-4 minuty, od czasu do czasu mieszając, by mango się nie przypaliło. Kiedy owoc zmięknie i rozpadnie się, wraz z marynatą utworzy sos. Zdejmujemy patelnię z ognia i podajemy, ja podałam z ryżem, ale w lżejszej wersji może to być mieszanka sałat.

Smaczności!

czwartek, 21 lutego 2013

Kanapki z jajkiem sadzonym i wędzonym łososiem w sosie chrzanowo-koperkowym

Kiedyś nie lubiłam łososia. Był jakiś tłusty i do ryby niepodobny. Potem chyba wyrosłam z tego nielubienia, zakładam, że to wina (zasługa?) tych zanikających z wiekiem kubków smakowych - to co kiedyś było wstrętne, dziś jest po prostu całkiem znośne, nie myślcie sobie, że to jakaś tam dojrzałość, nie nie! Tak czy siak łososia polubiłam, a w połączeniu z chrzanem, koperkiem i jajkiem jest już w ogóle naprawdę poziom wyżej. Ah i po raz kolejny wybaczcie wątpliwą fotogeniczność dania.


Składniki:
  • 2 kromki pieczywa (u mnie tym razem zwykłe bułki)
  • 2 jajka
  • łosoś wędzony
  • jogurt naturalny
  • chrzan
  • koperek
  • sól, pieprz

Pieczywo możemy stostować na suchej patelni. Ja tym razem postawiłam na klasyczne kanapki, a nie tosty. Na patelni rozgrzewamy masło. Z niedużej wysokości wbijamy jajka - pamiętajmy tylko o tym, by tłuszcz był dobrze rozgrzany. Kiedy białko się zetnie, tak by nie rozlewało się po całej patelni zmniejszamy ogień by jajko nie przypaliło się od spodu. Smażymy około 6-7 minut, jak zwykle, w zależności od wielkości i preferowanego ścięcia jajka. W międzyczasie przygotowujemy sos: 2 łyżki jogurtu naturalnego mieszamy z 1 czubatą łyżeczką chrzanu. Dodajemy posiekany koperek oraz sól i pieprz do smaku. Usmażone jajka przekładamy na pieczywo, doprawiamy solą i pieprzem. Na wierzchu układamy plasterki łososia. Całość polewamy sosem i ozdabiamy koperkiem.

Smaczności!


środa, 20 lutego 2013

Jajka z szynką zapiekane w chlebie

To śniadanie to taka miła odmiana od klasycznych grzanek z jajkiem i jednocześnie wariacja na temat jajek zapiekanych w kokilkach. Co prawda nie odważyłam się wyjąć chlebowych "koszyczków" z foremek - niestety mój chleb przy wkładaniu za bardzo się pokruszył, żeby stworzyć zwartą całość. W teorii chleb z jajem powinien dać się bez problemu wyjąć i istnieć sobie samodzielnie, bez foremki. U mnie było jedzone z kokilki, następnym razem popracuję bardziej nad chlebem. Tak czy inaczej, wyszło bardzo smacznie!


Składniki:
  • 2 jajka
  • 2 plasterki wędliny
  • 3-4 kromki chleba (zależy od wielkości kromek i foremek, mogą wystarczyć 2)
  • masło do smarowania
  • sól, pieprz, ulubione zioła do smaku

Chleb jest tutaj kluczowym elementem - dobrze, żeby był zwarty i mało kruszący. Odkrawamy skórkę z kromek. Przed wyłożeniem chleba do kokilek czy też foremek do muffinów należy go trochę rozwałkować. Ja tego nie zrobiłam i dlatego się kruszył. Najlepiej zrobić to przez folię spożywczą, żeby chleb się nie uszkodził. Wkładamy chleb do foremek, smarujemy go masłem. Jeżeli obawiacie się, że chleb za bardzo przywrze możecie też wcześniej posmarować kokilki. Wkładamy chleb w foremkach do piekarnika rozgrzanego do 170-180 stopni i zapiekamy około 10 minut. Po wyjęciu wkładamy do kokilek po plasterku szynki, dociskamy ją lekko palcami do ścianek, by zrobić miejsce na jajko. Wbijamy po jednym jajku do każdej z foremek, doprawiamy odrobiną soli, pieprzu czy innych ulubionych przypraw - ja użyłam dodatkowo ziół prowansalskich. Całość wędruje z powrotem do piekarnika i piecze się kolejne 10 minut, chociaż dokładny czas zależy od wielkości jajek i stopnia "miękkości" jaki preferujemy. U mnie 10 minut zupełnie wystarczyło, jeśli lubicie bardziej ścięte 12-13 będzie ok. Wyjmujemy foremki z piekarnika, dajemy im chwilę na przestygnięcie i gotowe.

Smaczności!




wtorek, 19 lutego 2013

Omlet z gruszką karmelizowaną w miodzie i rumie

Co sądzę o gruszkach już wiecie. Podobnie jest z jajkami. A co jeśli połączyć te dwa składniki w jedną, perfekcyjną całość? Ano właśnie - niebo. To danie wzbudza we mnie absolutnie pozytywne odczucia - omlet z gruszką (co prawda nie karmelizowaną, a świeżą) po raz pierwszy miałam okazję jeść na urodzinowe śniadanie wykonane przez mojego chłopaka. Sami więc rozumiecie słodkie jak miód skojarzenia. Danie trochę udoskonaliłam, dodałam kilka drobiazgów od siebie i oto zupełnie odmieniona wersja tego pysznego śniadania. Wiadomo wszak, że trzeba się wzajemnie uzupełniać ;)


Składniki:
  • nieduża gruszka
  • miód
  • rum
  • 2-3 jajka
  • mleko
  • łyżka mąki

Gruszki kroimy wzdłuż i usuwamy gniazda nasienne. Na rozgrzaną patelnię kładziemy gruszki i wlewamy miód - nie za dużo, około 1-2 łyżek będzie ok. Dodajemy odrobinę rumu, raczej na oko, ale nie przesadzajmy. Przesmażamy chwilę, uważając, by gruszki się nie przypaliły. Owoce muszą zmięknąć, a sos miodowo-rumowy nieco zgęstnieć. Kiedy tak się stanie zdejmujemy całość z ognia. Przechodzimy do wykonania omletu. Oddzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy, nie na sztywno, raczej żeby trochę je spienić, ja używam miksera, ale spokojnie można zrobić to ubijaczką. Wlewamy do masy mleko - nie potrzeba dużo, na oko jakieś 2 łyżki. Dodajemy przesianą przez sitko mąkę cały czas mieszając. Całość powinna wyjść płynna, ale odpowiednio napowietrzona. Na rozgrzane masło wylewamy masę jajeczną i smażymy na średnim ogniu. Jeśli omlet jest bardzo puszysty musimy podważać brzegi i pozwolić by płyn wlał się bezpośrednio na patelnię, tak by usmażył się równomiernie. Kiedy jedna strona jest już przysmażona (po około 2 minutach) przewracamy go na drugą stronę i smażymy około minuty (raczej mniej, chyba, że lubimy węgielek ;)). Zdejmujemy omlet z patelni, przekładamy na talerz. Na wierzchu układamy gruszki i polewamy miodowym sosem. Jest jajecznie, jest słodko - tak właśnie wygląda dobry początek dnia.

Smaczności!

poniedziałek, 18 lutego 2013

Nieśniadaniowe wyprawy jedzeniowe: Warszawa & Wrocław

Moja nieobecność na blogu spowodowana była dalekimi wojażami. Średnio dwa do trzech razy w roku mogę pozwolić sobie na małą wycieczkę, tym razem padło na znaną i lubianą Warszawę i całkiem przeze mnie niepoznany ale już absolutnie pokochany Wrocław.

Przy okazji zwiedzania i odpoczywania miałam ambicje odwiedzenia kilku śniadaniowo-ciekawych miejsc w Warszawie. Ale wiecie jak to bywa z planami, drinki w sporej ilości nie sprzyjają spożywaniu śniadań przed 13 dnia następnego, tym bardziej poza domem, więc zamiast na bagietce w Charlotte, skończyło się na kacowej jajecznicy bez soli. Taka karma (hyhy).

Ale, ale! Poza klubami i dnem szklanki zajrzałam do kilku ciekawych gastronomicznie miejsc. Co prawda niekoniecznie śniadaniowo, chociaż jeśli na śniadanie jest już za późno bo przespaliście odpowiednią porę, albo wasz żołądek nieskory był z rana do współpracy i zrobiła się 17, ciekawym miejscem na waszej gastro-mapie Warszawy będzie Barn Burger. Niedaleko Pałacu Kultury czeka was spora burgerowa wyżerka, nie tylko zadowalająca ilościowo, ale też bardzo solidna w smaku. W karcie znajdziemy klasyki, choć z bardzo twórczymi nazwami (Heart Attack czy Bypass), jak i zupełnie nietypowe połączenia (Sex & Violence - wołowy burger z ziołowym mascarpone i rukolą lub Kuszenie Gaździny - wołowy burger z oscypkiem, mozzarellą i mimolette, z żurawinowym sosem BBQ). Bardzo polecam, a zdjęcie zapożyczone ze strony knajpy.

A oto właśnie wypróbowane przeze mnie Kuszenie Gaździny, różnica była tylko w bułce - aktualnie podają burgery z maślaną brioszką, co jest rozwiązaniem nie tylko nietypowym, ale i bardzo smacznym 

Jeśli chodzi o inne jedzeniowe plany w Warszawie, zostawię je sobie na zaś. Z kolei Wrocław zwiedziłam z tej strony całkiem nieźle. Na sam początek poszło, znane już z Krakowa Gruzińskie Chaczapuri. W porze tzw. lunchu za niecałe 10 zł mamy do wyboru Talerz Gruziński (cięte opiekane mięso podawane z ryżem/frytkami i zestawem surówek) w wariancie drobiowym lub wieprzowym oraz Lawasz lub Chaczapuri w tych samych dwóch wariantach. Ja zdecydowałam się na Chaczapuri z wieprzowiną, czyli placek zapiekany z serem i mięsem wieprzowym, podawany z sosami i zestawem surówek. Jak na danie za 9.90 zł było nieźle, z resztą czego spodziewać się po placku z mięsem? Do tego zupa cebulowa z serem, rozgrzewająca i sycąca. Nie wiem ile ta kuchnia ma wspólnego z Gruzją, podejrzewam, że nie tak znów wiele, aczkolwiek całkiem smacznie i tanio zjeść można.

Drugi gastro-przystanek we Wrocławiu to już zupełnie inna półka. Piwiarnia-restauracja Bernard zaskakuje niebanalną kartą. Ciekawe połączenia smaków dań plus interesujące czeskie piwa w różnych konfiguracjach (grzane, z syropami, a'la drinki) to przepis na udane popołudnie. Tutaj też zdecydowaliśmy się na lunch. Na początek krem z kurek - bardzo lekki w konsystencji, ale sycący. Do tego, jak widać poniżej, kurczak z kostką, grillowany kozi ser, pierożki z nadzieniem twarożkowo-morelowym i sałatka z suszonych owoców. Było zaskakująco, intensywnie i baardzo smacznie. Szczególnie ujęły mnie pierożki i niesamowicie soczysty kurczak z chrupiącą skórką. Zdecydowałam się również na Malinowego Bernarda, czyli grzane piwo z malinami, Smirnoffem Berry i syropem malinowo-różanym - bardzo dobre, bo nie przesadnie słodkie, czyli tak jak lubię. Jeśli szukacie odrobiny pozytywnego szaleństwa dla waszych kubków smakowych - to jest to miejsce.

Rzeczony kurczak z fikuśnymi dodatkami w Berdnardzie

Kiedy znudziło nam się już przeżuwanie (haha dobre sobie!) i zapragnęliśmy jakichś smaków w płynie, trafiliśmy do intrygującej już z zewnątrz Kalaczakry. Miejsce to ma niezwykły, bardzo relaksujący klimat. Na antresoli zamiast zwykłych stoliczków i siedzeń czekają wyłożone poduszkami siedziska na podłodze. Jeśli chodzi o smaki - poszliśmy w imbir. Woda ze startym imbirem, cytryną i miętą smakowała wyjątkowo orzeźwiająco (gdyby dodać tu rumu byłaby to świetna alternatywna dla mojito), zaś "eliksir" na ciepło składał się z rzeczonego już korzenia, cytryny i miodu, w smaku natomiast był bardzo intensywny. W środku panowała bardzo odprężająca atmosfera - brakowało tylko kadzidełek, a zapadłabym się w te miękkie poduszki i obudziła dopiero rano.

Od lewej: woda imbirowa z cytryną i mięta oraz napój imbirowy z miodem i cytryną. Kalaczakra na rozgrzewająco!

Idąc za ciosem - miejsce zdecydowanie bardziej do picia i tańczenia, niż jedzenia. Bohema to całkiem przyjemny klub-pub niedaleko wrocławskiego rynku. Co najlepsze to 2 drinki w cenie 1, piwo za 5 zł i szot gratis dla osób z ulotką do 20.00. Także można dużo, tanio i smacznie, a do tego bardzo przyzwoita muzyka. Bardzo polecam.

Bohema wita: mojito x2, very berry x2 no i piwko, w którym mięta znalazła się z naszej inicjatywy

Jeśli chodzi o piwkowanie to bardzo polecam też Zakład Usług Piwnych na ul. Ruskiej. Duży wybór nietypowych piw z nalewaka oraz w butelkach. Ja skosztowałam nalewanego (w końcu!) milk stout'a od AleBrowaraSweet Cow i polecam bardzo jako taką piwną ciekawostkę. W ogóle ten cały AleBrowar to fajna inicjatywa, aż muszę się porozglądać za nimi w Gdańsku. Z dodatkowych rozrywek: Sushi na dowóz z Art of Sushi jest całkiem przyzwoite, chociaż gdańskiemu nieistniejącemu już Sushi Olimp może czyścić buty. Tanie napitki we Wrocławiu, podobnie jak w Gdańsku i Warszawie - zawsze w Pijalni Wódki i Piwa, chociaż jedzenie, wiadomo, można znaleźć lepsze.  Do kebabów o 1 w nocy raczej nikogo nie zachęcam, lepiej idźcie do domu/hotelu przespać głód, wierzcie mi. 

I to by było na tyle z mojej jedzeniowo-pitnej wyprawy Północ-Centrum-Południe, bo kwestie zwiedzania pominę na tym blogu. Jedno jest pewne, Wrocław daje radę, nawet bardzo. A, i następnym razem postaram się o więcej nieco lepszych zdjęć, obiecuję.

pozdrawiam, c.

Jajko w koszulce na tostowanym pieczywie

Śniadanie bez jajek, jak dobre by nie było, zawsze będzie trochę gorsze od tego z jajem. Zanim poznałam jajko w koszulce, moim ulubionym było to na miękko. Powód? Niezastąpione, rozlewające się żółtko. Ale jajko w koszulce? To zupełnie nowa jakość. Niby znane, a jednak zupełnie inne - delikatne białko jeszcze mniej przeszkadza tu głównemu smakowi, jakim jest lejące żółtko. A przygotowanie? Brzmi dużo straszniej, niż wygląda w rzeczywistości. Mój absolutny jajeczny faworyt.


Składniki:
  • 2 jajka
  • 2 łyżki octu (ja użyłam jabłkowego, bo taki miałam pod ręką, tak naprawdę nada się każdy)
  • woda (w czymś trzeba to ugotować)
  • 2 kromki pieczywa
  • kilka listków rukoli lub roszponki
  • 2 plastry pomidora
  • oliwa
  • sól, pieprz, zioła prowansalskie

Gotujemy wodę. Ważny jest tutaj garnek - najlepszy będzie niezbyt wysoki, tak, żeby jajko spadając do wody nie miało zbyt długiej drogi do przebycia, ale pamiętajmy, że musi być ono całe przykryte wodą oraz nie dotykać dna. Średni rondelek powinien się tu dobrze sprawdzić.Delikatnie wbijamy jajko na spodek. Uważamy przy tym, aby nie uszkodzić żółtka - powinno być ono pośrodku białka. Kiedy woda zacznie wrzeć dodajemy do niej łyżkę octu i mieszamy tworząc wir. Wlewamy do wody jajko, zagarniając łyżką białko dookoła żółtka. Gotujemy około 2-3 minut w zależności od wielkości jajka i stopnia "miękkości" jaki preferujemy. U mnie 2 minuty zdecydowanie wystarczają. Delikatnie wyławiamy jajko łyżką cedzakową i te same czynności powtarzamy przy gotowaniu drugiego jajka: wlewamy ocet, wbijamy jajko na spodek, robimy wir w garnku, wlewamy jajko do środka i zagarniamy białko, gotujemy 2-3 minuty. Proste. W tzw. międzyczasie na suchej patelni tostujemy pieczywo. Kiedy się przyrumieni zdejmujemy z patelni i układamy na nim rukolę czy też roszponkę, na to po plasterku pomidora, a na wierzch ugotowane, odcedzone jajko. Całość skrapiamy odrobioną oliwy, doprawiamy solą, pieprzem i ziołami wedle uznania. Z uwagi na płynne, rozlewające się żółtko polecam jeść nożem i widelcem, chyba, że lubicie sentymentalny powrót do lat dziecięcych :)

Smaczności!

czwartek, 7 lutego 2013

Jajecznica bardzo włoska - z suszonymi pomidorami, kaparami i pesto

Mówiłam, że pasty są niefotogeniczne? Błąd. Jajecznica jest jeszcze mniej wdzięczna w tej kwestii. Tym bardziej, gdy operuje się jedynie smartfonem i Instagramem. No, ale starałam się jak mogłam.
Powiedzieć należy, że nie ma śniadania bardziej klasycznego niż jajecznica. Z cebulką albo szczypiorkiem, niektórzy lubią też z kiełbasą albo ze skwarkami. Ja preferuję raczej inne dodatki niż te dwa ostatnie. Dziś, z tęsknoty za słońcem, dodatki przywodzące na myśl cieplejsze rejony świata. Wszystkie bardzo włoskie: suszone pomidory, kapary i pesto. Przez chwilę zrobiło się całkiem ciepło.

Składniki:
  • 2-3 jajka
  • suszone pomidory z oliwy bądź oleju (w zależności od upodobań: 5-6 sztuk będzie w sam raz)
  • kilka kaparów (6-8 sztuk)
  • zielone pesto
  • pieprz
Suszone pomidory kroimy w kostkę - w zależności od tego jak lubimy - grubszą lub drobniejszą. Pokrojone podsmażamy na patelni z niedużą ilością oleju (są z zalewy, nie potrzeba im wiele tłuszczu). Jajka wbijamy do miseczki i roztrzepujemy. Obejdzie się bez soli - wszystkie dodatki są tutaj słone same w sobie, dodajemy tylko odrobinę pieprzu. Wlewamy jajka na patelnię, a kiedy jajecznica jest jeszcze półpłynna dodajemy kapary. Smażymy na średnim ogniu, od czasu do czasu mieszając. Doprowadzamy jajecznicę do odpowiedniego stanu, wedle gustu, ja lubię średnio ściętą. Przekładamy jajecznicę na talerz i mieszamy z pesto - 2-3 łyżeczki wystarczą. Dalej jak kto lubi, można przełożyć na pieczywo, można szamać widelcem z talerza. Tylko pamiętajcie, nie przesadzajcie tu z przyprawami, wszystkie dodatki są bardzo intensywne. No, to czekamy na słońce.

Smaczności!

środa, 6 lutego 2013

Pasta z czerwonej fasoli

Pasty nie są zbyt fotogeniczne, ot taka ich rozciapciana natura. Pasta z czerwonej fasoli daje tutaj radę, myślę, że za sprawą swojego uroczego koloru. Zapewniam was jednak, że smakuje mimo wszystko o niebo lepiej niż wygląda i na pewno urozmaici wasze poranne kanapki. Z resztą nie tylko je! Z autopsji wiem, że doskonale sprawdza się na wszelkie spotkania-posiadówki - dobra do podpieczonego pieczywa czosnkowego, chrupiących grissini i wytrawnych muffinów. Ekspresowa w przygotowaniu - znika równie szybko.


Składniki:
  • puszka czerwonej fasoli
  • 2 łyżki oliwy
  • ząbek czosnku
  • sól, pieprz do smaku
Odsączamy fasolę z wody. Z sitka przesypujemy do miski, dodajemy przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku (ja oprócz zwykłej oliwy użyłam odrobiny oliwy aromatyzowanej rozmarynem i czosnkiem, więc pominęłam sam czosnek), przyprawy, 2 łyżki oliwy i miksujemy wszystko blenderem (czy też blendujemy, określenia dowolne). I już. Do konsumpcji z dowolnie wybranym pieczywem, na wierzchu można posypać koperkiem.

Smaczności!



wtorek, 5 lutego 2013

Podpieczona gruszka z szynką (bądź chudą kiełbasą) i sosem chrzanowym

Gruszka jest lepsza niż jabłko, sądząc nawet po kształcie. Tyczy się to też sylwetki, chociaż te podziały na jabłka, gruszki i inne kolumny to trochę niezbyt. Ma być smacznie i nawet jak jesteście jabłkiem to możecie zjeść gruszkę.

Przepis inspirowany (jak mnie znacie z poprzedniego bloga to wiecie, że są słowa, których bardzo nie lubię i to jest jedno z nich, weźcie sobie te blogerskie inspiracje schowajcie głęboko) tym, z Co dziś zjem na śniadanie? U mnie gruszka została podpieczona, szynkę szwarcwaldzką zastąpiła posiadana przeze mnie sucha krakowska, a śmietanę do sosu chrzanowego jogurt. Jeśli gruszka jest duża - 4 plasterki wędliny będą okej, po 2 na połówkę.

Składniki:
  • gruszka
  • 2 plasterki wędliny według gustu
  • jogurt naturalny (ewentualnie śmietana)
  • chrzan
  • natka pietruszki

Gruszkę przekrawamy wzdłuż na pół. Łyżką drążymy środek wyjmując pestki i tworząc wgłębienie. Do środka wkładamy wędlinę i zapiekamy chwilę w piekarniku. Ja używałam tzw. jet stream oven, pojęcia nie mam jak to się po polsku nazywa, w każdym razie z zewnątrz wygląda jak sprzedawany w telezakupach Halogen Oven (nie jest to żadna reklama, nie dorobiłam się jeszcze sponsorów), z tym, że działa jak zwykły piekarnik z pieczeniem od góry. Mniejsza o to. W piekarniku wystarczy około 8-10 minut w temperaturze 180-190 stopni. W tym czasie mieszamy łyżkę jogurtu z łyżeczką chrzanu (jeśli wolisz ostrzejsze smaki - mogą być 2 łyżeczki chrzanu na łyżkę jogurtu). Kiedy gruszka z wędliną odpowiednio się przypieką dodajemy sos, a wierzch posypujemy natką pietruszki.

Kusi mnie jeszcze wersja z łososiem i koperkiem, czyli mam już pomysł na zagospodarowanie kolejnej gruszki.

Smaczności życzę, cukrowa.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Dobre śniadania są dobre!

Kiedyś nie lubiłam śniadań. Tak to jest jak się wstaje o 5.30 albo coś w tej okolicy, w każdym razie w środku nocy. Jak tu wtedy lubić cokolwiek poza swoim łóżkiem? Studenckie czasy są w tej kwestii łaskawsze, chociaż bywa to przesadzone w drugą stronę - o 13. pora już myśleć o jakimś obiedzie. Jednak, jeśli uda mi się wstać o rozsądnej porze, a pod ręką mam kilka rozsądnych składników - śniadanie musi być doskonałe. To ten posiłek, z którego można wywróżyć cały dzień. Nudne śniadania są nudne! Długie poranki z dobrą kawą (choć ja jako pierwszy napój preferuję herbatę) i jeszcze lepszym śniadaniem to taki synonim dobrego życia.

Co w takim idealnym porannym posiłku musi być? Dla mnie numerem jeden są jajka. Na twardo, na miękko, zapiekane, sadzone, w koszulkach, jajecznice, omlety, frittaty. A także inne dania, do których produkcji jajka są przydatne - naleśniki, pankejki, gofry, tosty francuskie. Jeśli o tostach mowa - dobre śniadanie kojarzy mi się też z ciepłym pieczywem. Kanapki nie muszą być nudne - wystarczy wyjść trochę poza schemat masło-szynka-ser-keczup. Warzywa to absolutny must have śnidaniowego sezonu, który powinien trwać całe życie. Tutaj ograniczeniem jest okres wegetacyjny (wszak wolimy świeżość) - wiadomo, że najgorzej jest zimą, ale dla chcącego nic trudnego. Owoce są też dobrym pomysłem - w końcu z rana potrzebne nam będą węglowodany, a tutaj mamy same dobre więc lepiej to niż jakieś słodkie batoniki. Nie zapominajmy o mleku (tutaj kłania się owsianka, choć ja jadam ją na wodzie) i produktach mlecznych - twarożki i jogurty mile widziane. Wybór, jak widzicie ogromny. Jeśli tryb życia nie pozwala wam na długie rozkoszowanie się porannymi pysznościami to zróbcie sobie dobrze chociaż w weekend - zobaczycie o ile lepszy będzie wasz dzień. Blog ten niech będzie inspiracją, bo w śniadaniowych harcach panuje raczje dowolność. I choć nie uświadczycie tu zwykłych tostów z serem, ale na pewno będą tosty (robione) z sercem.

Miłego każdego dnia, życzę ja cukrowa!